Kilka dni przed Bożym Narodzeniem spotkałam sąsiadkę, nazwijmy ją na potrzeby tego wpisu Panią X, której syn kumpluje się z naszym Michałem. Stojąc przy windzie rozmawiałyśmy o planach na święta. W rozmowie zdradziłam, że my wybieramy się na świąteczny wypad do Bratysławy i Budapesztu. Pani X stwierdziła, że zazdrości, bo ją czeka kilka dni w kuchni, szykowanie wigilii i świątecznego obiadu na który zaprosiła teściów i szwagierkę z rodziną. I najchętniej to by wszystko rzuciła w diabły i wyjechała, ale jej nie stać na taki wypad. Zapytałam czy zgodzi się wziąć udział w małym eksperymencie. Poprosiłam, by notowała wydatki jakie poniesie w związku ze świętami, czas jaki spędzi na przygotowaniu wszystkiego, a także spostrzeżenia i wnioski. Ja ze swojej strony obiecałam zrobić to samo. Pani X stwierdziła, że wchodzi w to 😉 I tak obie zaczęłyśmy prowadzić notatki.
Święta w domu
Muszę Wam trochę napisać o rodzince X, abyście mieli pełen obraz. Rodzinka X, podobnie jak nasza, to trzyosobowa ekipa w składzie mama, tata i 10 letni syn. Tak jak my mieszkają we Wrocławiu. Pan i Pani X pracują zawodowo, należą do tzw. klasy średniej. Rodzice Pani X nie żyją, a jedyny brat na stałe mieszka w Wielkiej Brytanii. Najbliższa rodzina to rodzina ze strony męża – rodzice Pana X oraz siostra z mężem i dwoma córkami (7 i 5 lat). Jak sama pani X pisze: „stosunki z rodziną męża są dobre. Nie mamy żadnych konfliktów, ale też więzy nie są wybitnie zaciśnięte ? Widujemy się zwykle przy okazji rodzinnych uroczystości. W czasie świąt spotykamy się na obiedzie, ale nie jest to żadna tradycja na którą czekamy z utęsknieniem. Gdyby nie było nas w czasie świąt we Wrocławiu, nie byłby to żaden problem. Bardziej spotykamy się z przyzwyczajenia i „bo tak wypada” skoro wszyscy mieszkamy we Wrocławiu i spędzamy święta w domu”.
Przygotowania do świąt spędzanych w domu
Pani X donosi: „Już tydzień przed świętami z listą zakupów długą na pół metra ruszyłam na zakupy, chcąc zostawić sobie na ostani dzień tylko zakup mięsa, wędlin, warzyw i pieczywa. To co działo się na parkingu przed sklepem i w środku przypominało istny Armagedon. Poza spożywką, musiałam też kupić prezenty dla wszystkich. Oczywiście coś dla moich chłopaków – synkowi zestaw lego z Minecrafta, mężowi ulubione perfumy, teściowi i szwagrowi po dobrej whisky, teściowej i szwagierce kosmetyki i winko, dziewczynkom gry i jakieś artykuły plastyczne. Tutaj muszę napisać, że gdybyśmy nie widzieli się w czasie świąt z rodziną męża to nie robilibyśmy sobie prezentów. Dajemy je sobie tylko wtedy gdy w czasie świąt się spotykamy.
Poza prezentami i jedzeniem, kupiłam też parę świątecznych pierdółek – nowy obrus, lampki na choinkę, stroik. Weekend spędziłam w kuchni, lepiąc uszka i pierogi, zawijając gołąbki, krokiety, gotując barszcz. Odpuściłam sobie przygotowywanie 12 potraw na Wigilię, bo część z nich i tak nam nie smakuje. Chłopaków zapędziłam do sprzątania i po choinkę. Lubimy żywe drzewka, więc panowie pojechali kupić drzewko, a potem je ubierali. Chciałam im pomóc, bo bardzo lubię strojenie choinki, ale miałam sporo pracy w kuchni, więc w tym roku ominęła mnie ta przyjemność.
Poniedziałek i wtorek zleciał na zakupach, przygotowywaniu sałatek, marynowaniu mięsa i szykowaniu obiadu na pierwszy dzień świąt. Wigilię zjedliśmy trochę wcześniej niż pojawiła się pierwsza gwiazdka, ale że padało to w sumie i tak nic nie było widać 😀 Potem rozpakowaliśmy prezenty, obejrzeliśmy film w telewizji i poszliśmy spać. Pierwszy dzień świąt zaczął się dla mnie wcześnie rano, bo musiałam zdążyć z obiadem na 13.00. Samo spotkanie z rodziną było bardzo sympatyczne, a mi udało mi się nie przypalić żadnej potrawy ? Dzieci bawiły się w jednym pokoju, my rozmawialiśmy w drugim. Pogoda nie zachęcała do spacerów, więc całe popołudnie spędziliśmy przy stole. Wieczorem usnęłam na kanapie.
Drugi dzień świąt wreszcie się wyspałam. Lodówka prawie się nie domyka, więc na szczęście nie muszę nic dzisiaj szykować. Musimy zjeść to co zostało, choć i tak boję się, że część się zmarnuje. Zasiadłam do podliczenia wydatków, zaokrąglając kwoty:
– jedzenie, napoje, alkohol – liczyłam tylko rzeczy kupowane specjalnie na święta – 1580 zł
– choinka, światełka, obrus, wszytkie to świąteczne pierdółki – 260 zł
– prezenty – klocki (180 zł), perfumy dla męża (140 zł), prezenty dla rodziny męża – 520 zł – razem 840 zł
Wnioski: wydałam prawie 2700 zł, spędziłam 5 dni w kuchni, a wcześniej kilka długich godzin w sklepach. Święta nie różniły się niczym od poprzednich, nie wydarzyło się nic spektakularnego, by za kilka lat móc wspominać ten okres z jakimś wybitnym rozrzewnieniem. Raczej „zleją się” ze świętami z poprzednich lat. Pogoda była fatalna, więc nawet nie zaliczyliśmy świątecznego spaceru. Na szczęście nie przejadłam się za bardzo, więc zbytecznych kilogramów mi nie przybyło ?
Święta w Bratysławie i Budapeszcie
W tym roku postanowiliśmy wykorzystać fakt, że święta wypadają w środku tygodnia, a Tomek może wziąć kilka dni wolnego i zaplanować wyjazdowe święta. Braliśmy pod uwagę miasta, których jeszcze nie zwiedzaliśmy, a które znajdują się na naszej podróżniczej liście miejsc do zobaczenia. Warunkiem koniecznym była też w miarę sensowna odległość, do pokonania w kilka godzin autem. I tak padło na stolicę Słowacji – Bratysławę i stolicę Węgier Budapeszt.
Przygotowania do świąt wyjazdowych
Na początek noclegi – odpaliłam booking.com i zaczęłam przeglądać najtańsze oferty. Zależało mi na apartamentach z własną łazienką i toaletą oraz aneksem kuchennym, by móc przygotować wieczorami coś ciepłego do jedzenia. Znalazłam sympatyczny apartament około 7 km od centrum Bratysławy oraz mieszkanie w Budapeszcie, blisko stacji metra i największych zabytków. Jak się okazało obie opcje są ze śniadaniem – w lodówce czekały na nas wędliny, sery, dżemy, jogurty, płatki itp. W Bratysławie wykupiłam więc 2 noclegi (21-23.12), a w Budapeszcie trzy (23-26.12). Za pobyt w Bratysławie zapłaciłam niecałe 150 euro, a w Budapeszcie 220 euro. Znalezienie noclegów i rezerwacja zajęła mi jakieś 30 minut.
..
Potem zajęłam się przygotowaniem trasy zwiedzania oraz wymyśleniem naszych kolejnych Tajnych Misji ? O Tajnych Misjach, pomysłach na zwiedzanie bez marudzenia i sposobach jak zamienić nudny spacer w rodzinną super przygodę sporo piszemy tu:
Przewertowałam przewodniki, strony internetowe i przygotowałam listę miejsc i zabytków, które warto zobaczyć w obu miastach. Do tego wymyśliłam historię i świąteczne Tajne Misje – w Bratysławie Michał musiał szukać wskazówek i pomóc Mikołajowi ułożyć trasę przelotu z prezentami, a w Budapeszcie dowiedzieć się kto zjadł wszystkie pierniki upieczone przez Mikołajową. Ustalenie trasy zwiedzania, Tajnej Misji, zadań, ciekawostek o zwiedzanych miejscach, znalezienie parkingów w Bratysławie i informacji o komunikacji miejskiej w Budapeszcie zajęło mi łącznie około 8 godzin. Kupiłam też prezent dla Michała za pierwszą Tajną Misję – nerkę Brawl Stars, która kosztowała 30 zł, a która była mu potrzebna do Tajnej Misji w Budapeszcie.
Przed wyjazdem zrobiłam zakupy – przekąski (orzechy, kabanosy, krakersy), owoce (mandarynki i jabłka), gotowe pierogi i krokiety, barszcz w kartonie, mleko, kawa, herbata, dwie paczki sera żółtego i szynki, chleb tostowy, soki i moje ulubione grzane winko na wieczór. Zapłaciłam za zakupy 260 zł.
W dniu wyjazdu przez internet kupiłam winietę słowacką i węgierską. W czasie przejazdu przez Czechy kupiliśmy też winietę czeską. Łączny koszt winiet w złotówkach to około 140 zł. Do tego doszło 32 zł za przejazd autostradą w obie strony na trasie Wrocław – Katowice.
Z Wrocławia do Bratysławy jest 580 km, z Bratysławy do Budapesztu 200 km, a droga powrotna z Węgier do Polski to 780 km. Za paliwo zapłaciliśmy łącznie około 750 zł.
Nasze wyjazdowe święta
Nasze święta rozpoczęliśmy już w sobotę, 21.12. Około godziny 10.00 wyruszyliśmy w kierunku Bratysławy. Do przejechania mieliśmy prawie 600 km. Ruch na autostradzie był duży, sporo osób wracało na święta do domów, więc chwilę straciliśmy na bramkach. Do stolicy Słowacji dotarliśmy około 16.00. Po zakwaterowaniu i wypakowaniu bagaży, zrobiliśmy sobie wieczór planszówkowy i filmowy. W niedzielę rano, po śniadaniu ruszyliśmy do centrum miasta. Auto zaparkowaliśmy na parkingu blisko starówki i rozpoczęliśmy Tajną Misję ? Zwiedziliśmy najważniejsze zabytki i atrakcje Bratysławy, a spacer trwał do wieczora. W czasie zwiedzania spróbowaliśmy lokalnych specjałów na bożonarodzeniowym jarmarku i kupiliśmy pamiątki (łącznie około 60 zł). Do apartamentu wróciliśmy około 18.00, a za parking zapłaciliśmy 55 zł.
W poniedziałek rano ruszyliśmy do Budapesztu. Z Bratysławy to zaledwie 200 km, więc w stolicy Węgier byliśmy już około południa. Po odebraniu kluczy do mieszkania i szybkim obiedzie w postaci odsmażanych pierogów z barszczem ruszyliśmy na wieczorne zwiedzania miasta. Przez kolejne dwa dni udało nam się zwiedzić największe zabytki Budapesztu, a Michałowi dodatkowo rozszyfrować zagadkę detektywistyczną i dowiedzieliśmy się kto zjadł wszystkie pierniki ? Wieczorami, po powrocie ze zwiedzania graliśmy w karty, gry planszowe lub oglądaliśmy filmy.
Po mieście poruszaliśmy się komunikacją miejską – metrem, tramwajami i autobusami. Na bilety wydaliśmy 90 zł. Przekąski, langosze, grzane wina i gorące czekolady na jarmarkach kosztowały nas 130 zł. Wybraliśmy się też na świąteczny obiad, gdzie skosztowaliśmy m.in. węgierskiego gulaszu czy piersi z kaczki ze słodkimi ziemniakami. Za obiad zapłaciliśmy 200 zł.
Zajrzeliśmy też do wnętrza Bazyliki Św. Stefana, gdzie za wstęp zapłaciliśmy po 200 HUF za osobę, czyli łącznie jakieś 8 zł 😉 Kupiliśmy też pamiątki z Budapesztu i węgierskie Tokaje dla rodziny za około 180 zł.
W drodze powrotnej do domu wstąpiliśmy na obiad do Maca – koszt frytek, coli i wrapów to 60 zł.
Łącznie cały wyjazd kosztował nas około 3100 zł.
Wnioski: Nasze city-tripy staramy się planować tak, by wyszły jak najtaniej. Szukamy przyzwoitych noclegów, zwykle najtańszych z oferty w danym mieście. Są to pokoje gościnne, mieszkania lub apartamenty z aneksami kuchennymi. Nie kupujemy sobie prezentów świątecznych, traktując wyjazd jako prezent dla całej rodziny. Za drobne, świąteczne upominki uznajemy pamiątki ze zwiedzanych miejsc. Michał dostał też w ramach nagrody za Tajną Misję nową nerkę, która bardzo mu się spodobała, więc można ją uznać za dodatkowy prezent świąteczny.
Nasze święta na pewno kulinarnie nie były „na bogato”, no może poza spróbowaniem kilku węgierskich i słowackich potraw. Ciężko bowiem uznać odsmażane, gotowe pierogi i barszcz z kartonu za jakiś wybitny rarytas ? Za to były bardzo podróżnicze. Zwiedziliśmy dwie stolice, poznaliśmy zabytki, historię i ciekawostki o Budapeszcie i Bratysławie, przeżyliśmy fajne przygody i świąteczne Tajne Misje ? Wieczory spędziliśmy na graniu w planszówki i rodzinnym oglądaniu filmów. Przywieźliśmy piękne wspomnienia, setki zdjęć i nowe magnesy 🙂 Z naszymi rodzicami i dziadkami spotkaliśmy się przed wyjazdem, a że wszyscy mieszkamy we Wrocławiu to widujemy się często. Marzy nam się, by w przyszłym roku wybrać się gdzieś wszyscy razem i odkryć kolejne piękne miasta w Europie.
To co trzeba podkreślić, to fakt, że kwota 3100 zł to całość wydatków za 6 dni (od soboty do czwartku), co w przeliczeniu na osobę wychodzi około 170 zł za dzień – łącznie z przejazdem, noclegiem, wyżywieniem i zwiedzaniem.
Ten tekst to porównanie wydatków dwóch rodzin. Myślę, że nie trzeba tego pisać, ale wspomnę, że ile różnych rodzin, tyle różnych wydanych kwot. Pewnie można zrobić święta za 1000 zł, jak i wyjechać na tydzień za 20 000 PLN 🙂
Dziękuję Pani X za udział w tym małym eksperymencie. Pani X, po autoryzacji tego tekstu napisała do mnie, że nigdy nie zastanawiała się ile kosztuje taki kilkudniowy wyjazd. Była przekonana, że to znacznie wyższy koszt. I w takim razie w przyszłym roku planuje pojechać na święta do Pragi, ma w nosie „stanie w garach” i pyta czy pomogę poszukać noclegu i dam wskazówki jak ogarnąć samodzielne zwiedzanie. Oczywiście, że dam 😀 A w międzyczasie zapraszam na Tokaja 😉
4 replies on “Ile kosztują święta? Święta w domu i w podróży.”
Klik dobry:)
Gdybym ja brała udział w tym eksperymencie, to dodałabym jeszcze koszt taksówek, ponieważ nie mam samochodu, a nosić tak dużo zakupów nie mogę oraz stosy ręczników i pościeli, ponieważ moi goście zawsze są przyjezdni. Ile trudu kosztuje prasowanie tego wszystkiego, chyba każda gospodyni wie. O obsłudze i wyżywieniu dzień przed (bardzo wyczerpujące w połączeniu z przygotowywaniem dań świątecznych) i dzień po (to już łatwiejsze, bo dojada się wszystko, co w lodówce zostało) oraz „wynieś, przynieś, pozamiataj” nie wspomnę.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych wspaniałych wyjazdów.
DO SIEGO ROKU!
PS. Dodam jeszcze, że ukradkiem ratowałam się barszczem z kartonu, ponieważ zabrakło siły, czasu i wolnych fajerek na prawdziwy wigilijny barszcz domowy.
Barszcz z kartonu daje radę 😉 Podziwiam chęci organizowania świąt dla rodziny. Mi niestety (albo stety ;)) bliżej do Ch*** Pani Domu niż Perfekcyjnej 😉 Wszystkiej naj w Nowym Roku! Proszę spróbować kiedyś wyjazdowych świąt 😉
Próbowałam wyjazdów 4 razy na 4 różne sposoby, w tym jeden łącznie z sylwestrem. Żaden wyjazd się nie sprawdził. Wszystkie przepłakane pośród obcych – odczuwanych jako chłodne – spojrzeń.